„Spotkaliśmy go przypadkiem, gdy akurat wysiedliśmy z auta, by pójść na spacer w pobliżu jednej z przygranicznych miejscowości. Zapytał nas od razu, czy przyjechaliśmy pomagać uchodźczyniom i uchodźcom. Zaskoczyła nas jego bezpośredniość, a w dodatku nie wiedzieliśmy, jakie są zamiary pytającego. Od słowa do słowa szybko okazało się jednak, że mężczyzna mieszka w okolicznej wsi i spędza po kilka godzin dziennie w lesie, szukając osób uchodźczych, by dać im ciepłe ubrania, wodę i coś do jedzenia. Robi to już od wielu miesięcy. Na pytanie dlaczego to robi, odpowiedział: – A jak mógłbym tego nie robić? Przecież to normalne.

Opowiadał nam, że potrafi spędzić 4 godziny na spacerze w poszukiwaniu śladów osób uchodźczych. W trakcie swoich przechadzek sprząta las, przeszukuje porzucone ubrania, by sprawdzić, czy nie zostały w nich jakieś dokumenty. Napotkanym osobom daje rzeczy skrupulatnie przygotowywane w domu.

Opowiada, że widział rodziny z dziećmi, mężczyzn, większe i mniejsze grupy ludzi kryjących się w lesie. – Dopiero, gdy moja znajoma na własne oczy zobaczyła, że w lesie są całe rodziny z dziećmi, zrozumiała, jak bardzo dramatyczne jest ich położenie. Wtedy coś ją tknęło – opowiadał.

Pomógł już wielu osobom. Dla niego jest to oczywista powinność. Coś, co nie podlega dyskusji. Po kilkunastu minutach każde z nas poszło w swoją stronę. Dla niego był to zapewne dzień jak codzień. Dla nas było to inspirujące spotkanie z człowiekiem o wielkim sercu, który pomaga wiedząc, że może go to narażać na nieprzyjemne sytuacje ze służbami mundurowymi, a także krzywe spojrzenia ze strony części otoczenia.”