Przedstawiamy relację z interwencji humanitarnej Pauliny Bownik, lekarki działającej w Stowarzyszeniu Egala.
Pan Medyk z Bliskiego Wschodu zwija się z bólu. Podczas przekraczania muru spadł z wysokości i doznał kontuzji nogi. To może być skręcenie, złamanie, lub zerwanie ścięgna.
Na Podlasiu, kiedy ktoś spadnie z granicznego płotu, nie może sobie tak po prostu leżeć i czekać na pomoc. Ludzie próbują iść albo po prostu się czołgają. W taki sposób są w stanie przebyć raczej krótki dystans. Pan Medyk z biblijnego miasta przeczołgał się całe trzysta metrów, co na pewno nie pomogło na jego kontuzję…
Lewa stopa jest obrzęknięta, z bardzo ograniczoną ruchomością. Trzeba założyć najgorszy wariant – złamanie. Orteza typu but narciarski, leki przeciwkrzepliwe, ale najpierw ta ograniczona i wybrakowana nieszpitalna diagnostyka. HGB 14,8 g/dl (dobrze, krwotok mało prawdopodobny), d-dimery ujemne. Jak to stwierdzam będąc poza szpitalem? Mam aparat do oznaczania HGB i HCT oraz testy płytkowe dla podstawowych parametrów – TNI, CRP, D-D (notabene – nie rozumiem, dlaczego testów CRP nie ma w poradniach POZ. Jeden taki test kosztuje 8 złotych i 50 groszy. Z kolei testy na TNI mogłyby w diagnostyce przedszpitalnej w połączeniu z EKG ratować życie.). Parametry życiowe Pana Medyka są ok, stan ogólny jest dobry.
Szybki telefon do tłumaczki i standardowa formułka – Panie uchodźco, po upadku z płotu i urazie kończyny dolnej lewej powinien Pan być w szpitalu i mieć wykonany rentgen. Niestety, wezwanie karetki pogotowia wiąże się z ryzykiem push-backu do Białorusi, w której Pan -jak rozumiem- przebywać nie chce. Z drugiej strony, jeśli nie trafi Pan do szpitala, wiąże się to z ryzykiem utraty sprawności w kończynie do końca życia. Pana życie, Pana kończyna, Pan decyduje.
Tłumaczka tłumaczy, a potem mówi, że Medyk wszystko rozumie. Zrozumiał, że oznaczyłam HGB, wiedział dlaczego to zrobiłam i co oznacza jej prawidłowy poziom, pomimo nieznajomości mojej ojczystej mowy. No proszę. Pierwszy raz uchodźca rozumie co mówię po polsku bez znajomości języka. Porozumienie medyków ponad narodami.
Obstawiam Pacjenta lekami przeciwbólowymi, przeciwzapalnymi i przeciwzakrzepowymi. Kroplówka z pyralginą wynaczynia się poza żyłę. akurat u Pana Medyka musiała żyłka pęknąć. Po podaniu leków Medyk zbiera igły, zabezpiecza je plastikowymi osłonkami i patrzy na mnie znacząco. Coś czuję, że to pielęgniarz albo ratownik, nie lekarz. Tyle mojej nieszpitalnej diagnostyki i leczenia.
Następnego dnia Pan Medyk czuje się gorzej. Ból stopy i łydki przybrał na sile. Mężczyzna dosłownie się skręca. Stopa jest jeszcze mocniej obrzęknięta, na opuchliźnie tworzą się pęcherze z tendencją do pękania i wysięku. Jest też gorąca. Testy pokazują ponad 80 crp – ewidentny stan zapalny. Medyk prosi o silny narkotyczny lek przeciwbólowy – petydynę, czyli w Polsce dolcontral. Przeprasza także za kłopot, jest skrępowany tym, że muszę drugi raz do niego jechać. Mówię, że nic nie szkodzi, trzeba sobie pomagać. Nie mam niestety tego akurat leku, ale za to mam inne. Przed podaniem Pan Medyk bierze ampułkę do ręki, ogląda, odczytuje drogi podania – iv,im,sc, pyta jak ordynuję mu lek. Pytam, czy może być sc. Owszem. Lek działa, Medyk się uspokaja. Prosi, żebym zostawiła mu leki, igły i strzykawki, żeby mógł podać je sobie sam, kiedy ból się nasili. Zostawiam.
Pan Medyk jest uchodźcą z Bliskiego Wschodu, z biblijnego miasta. Mógłby zostać w moim niedomedykalizowanym kraju i wspomóc go swoją wiedzą i umiejętnościami. Niestety, musiał się ukrywać i uciekać podczas świąt Bożego Narodzenia, kiedy polscy katolicy świętują narodziny innego uchodźcy z Bliskiego Wschodu i stawiają na stole talerz dla zbłąkanego wędrowca.
Nadeszła wigilia. Spotkałam Warszawiankę, która nie wiedziała, że na Podlasiu przez dziesięć miesięcy mieliśmy stan wyjątkowy. Nie mam w domu telewizora, tłumaczyła.
