Kilka dni przed 1 listopada nasze aktywistki dotarły z pomocą do kilku uchodźców, którzy ukryli się na cmentarzu. Ktoś powie: cmentarz nie jest miejscem dla tych, którzy chcą żyć; którzy uciekają z miejsc, w których żyć się nie da. A jednak na tym cmentarzu otrzymali to, co do życia jest niezbędne i pozwoli im przetrwać kolejnych kilka dni.

Odwiedzając w najbliższych dniach cmentarze warto pomyśleć też o tych, którzy z objęć śmierci chcą się wyrwać – którzy poświęcili i zaryzykowali wszystko, by dotrzeć tam, gdzie będą mieli szansę godnie żyć. Warto nie tylko ich wspomnieć, ale też wspomóc tych, którzy ich ratują; nagłaśniać to, co się wciąż przy granicy dzieje; ugotować zupę, przyjechać na Podlasie. My, dopóki starczy nam sił, potrzebujących pomocy będziemy ratować – również na cmentarzu, również 1 listopada i każdego innego dnia. Tę symboliczną interwencję jedna z niosących pomoc aktywistek wspomina tak:„Wtorek. Otrzymujemy prośbę o pomoc od pięciu chłopaków – Ghana, Syria, Egipt. Wszyscy w wieku około 20 lat. Miejsce gdzie się znajdują jest dość nietypowe – to stary prawosławny cmentarz. Czuję lekki dysonans, bo za tydzień tłumy ludzi przyjdą na cmentarze, by uczcić pamięć zmarłych bliskich. Tymczasem docieramy do całej piątki, która jest głodna, zziębnięta, ale bardzo spokojna. Część z nich jest w Polsce po raz pierwszy, jeden jest już po trzech push-backach. Zostawiłyśmy im ciepłe, suche ubrania, jedzenie, buty, herbatę… Następnego dnia już ich nie było. Zostawili po sobie porządek. Po ich obecności nie było śladu. Można wręcz pomyśleć, że nigdy ich tu nie było. Mieli duże szczęście – kiedy ich spotkałyśmy, cmentarz był pusty. Za kilka dni przyjdą tu tłumy…”