Komunikat Grupy Granica w sprawie Pani Arlette i grupy Kongijczyków:

W nocy z 25 na 26 września otrzymaliśmy zgłoszenie z prośbą o udzielanie pomocy humanitarnej od grupy Kongijek i Kongijczyków. Z ich relacji wynikało, że zostali wepchnięci przez służby do rzeki Świsłocz i zmuszeni do przeprawy przez nią. Wszystko to działo się w nocy, przy niskiej temperaturze. Grupa wydostała się z rzeki, jednak straciła kontakt z 30-letnią Panią Arlette i obawiała się, że kobieta utonęła. Dopiero następnego dnia dostaliśmy informację, że kobiecie udało się wydostać na brzeg, początkowo nie byliśmy jednak w stanie tego potwierdzić. Grupa pilnie potrzebowała pomocy, była przemarznięta i wyczerpana, w ogromnym stresie ze względu na przemoc, której wcześniej doświadczyła ze strony służb polskich i białoruskich. 🔸O sprawie grupy natychmiast poinformowaliśmy media, zespół prawników i prawniczek współpracujący z Grupą Granica, osoby publiczne oraz biuro Rzecznika Praw Obywatelskich. Na naszą prośbę podmioty te rozpoczęły interwencję. Pomoc humanitarna, świadczona przez nieformalne koalicje i mieszkańców pogranicza często jest bardzo trudna, interwencje czasami trwają po kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt godzin. Uważamy, że naszym obowiązkiem jest szczegółowe weryfikowanie informacji, które do nas docierają, reagowanie na każde zgłoszenie oraz udzielenie niezbędnej pomocy humanitarnej i medycznej. Niestety, od roku wyręczamy w tym organizacje międzynarodowe, specjalizujące się w niesieniu pomocy medycznej i przeciwdziałaniu łamaniu praw człowieka. Osoby, które były ofiarami przemocy ze strony służb często znajdują się w sytuacji skrajnego stresu: są przerażone, nie wiedzą, gdzie się znajdują, za wszelką cenę chcą uniknąć przemocy i wywózek, więc decydują się np. na ukrywanie się przed służbami. Na pograniczu nierzadko są poddawane retraumatyzacji (ze swoich krajów pochodzenia uciekły przed różnego typu przemocą). Stres i strach przed doznaniem krzywdy ze strony funkcjonariuszy obu państw oraz brak pewności, czy przeżyją kolejny dzień, jednocześnie mobilizuje je na tyle, że są w stanie przetrwać więcej, niż moglibyśmy sobie wyobrazić.

Przez ostatni rok otrzymaliśmy wiele zgłoszeń dotyczących łamania prawa oraz brutalności ze strony polskich służb. Stanowczo podkreślamy, że naszym społecznym obowiązkiem jest reagowanie na każde zgłoszenie przemocy i cierpienia, a przede wszystkim na informacje o zagrożeniu życia i zdrowia. Nasze doświadczenie pokazało, że w najtrudniejszych sytuacjach jedynie dzięki nagłośnieniu działań przez media, Rzecznika Praw Obywatelskich, instytucje chroniące prawa człowieka oraz przez osoby publiczne, interwencje są skuteczne i udaje się zapobiec wywózkom, jednocześnie zabezpieczając dobro osób przymusowo migrujących.

Poziom zaufania do polskich służb jest bardzo niski, zarówno wśród osób udzielających pomocy humanitarnej, jak i wśród osób uchodźczych. Przypominamy, że jeszcze rok temu uchodźcy i uchodźczynie podchodzili do funkcjonariuszy i funkcjonariuszek z przekonaniem, że uzyskają od nich pomoc, wierząc, że mundurowi będą działać z poszanowaniem prawa. Wielokrotnie jednak kontakt z polskimi służbami był dodatkowym źródłem niebezpieczeństwa. Otrzymaliśmy wiele zgłoszeń, dotyczących niszczenia telefonów przez służby, zabierania prowiantu, a niekiedy nawet pobić. Brutalne wywózki, siłowe przepchnięcia przez rzekę zostały udokumentowane między innymi w raportach Amnesty International, Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka i Balkan Insight i Border Emergency Collective.

Od ponad roku prowadzimy działania pomocowe na Podlasiu. Każdą informację otrzymaną z terenu bardzo dokładnie weryfikujemy i dopiero wtedy dzielimy się nią publicznie. Jedynie transparentność działań i rzetelna komunikacja mogą przyczynić się do poprawy sytuacji osób uchodźczych.Pani Arlette żyje. Jej droga do bezpieczeństwa i godności trwa jednak dalej…