W poniedziałek na cmentarzu muzułmańskim w Bohonikach odbył się pogrzeb Siddinga Musy Hamida Eisy z Sudanu. Miał 21 lat, w październiku jego ciało wyłowiono ze Świsłoczy. To już szósty na tym cmentarzu grób, w którym spoczął uchodźca zmarły przy polsko-białoruskiej granicy. Nie mamy wątpliwości, że gdyby nie polityka i praktyka naszego państwa i jego funkcjonariuszy, te sześć osób mogłoby wciąż żyć. Rozpacz, smutek, wstyd, gorycz, ból, hańba, łzy.
Grób był prosty. Głęboki, dopiero co wykopany w twardej, zmrożonej ziemi. Drewnianą trumnę opuszczono na dno. Zasypano ziemią, zwykłymi łopatami. Odczytano wersety Koranu. Nie palono zniczy – na muzułmańskich cmentarz zniczy się nie pali. Grób nie tonął w kwiatach – ktoś złożył mały biały wieniec, kilka świerkowych gałązek. Groby powinny być proste. Ustawiono tabliczkę z imieniem i napisem – „Spoczywaj w pokoju”. Grób obłożono kamieniami, zgodnie z tradycją. Udało się połączyć z członkami rodziny. Mogli uczestniczyć w pogrzebie jedynie poprzez ekran telefonu – lecz pomimo tysięcy kilometrów odległości, ich rozpacz była taka sama, jakby byli tutaj. Rozpacz, smutek, gorycz, ból i łzy.
Na koniec wybrzmiał wiersz: Rapsod żałobny (wiersz klasyka)
Jerzy Liebert…
Wyrychtujemy ci, chłopaczku, trumnę,
Tak jak się patrzy – niewielką a szczelną.
Przez górskie łąki i przez lasy szumne
Na barkach skrzynkę poniesiem śmiertelną.
Jakże tu ziemi oddać Młodziutkiego
I bezbronnego tak,
który zaufał…
Odstąpim prędzej od dołu czarnego
-Nie, nie oddamy go, niech nadal ufa.
Ścigani płaczem i wronim krakaniem,
Z truchłem, pobladli, pójdziemy przed siebie..
Ojciec zawróci i matka odstanie,






