„Rozmawialiśmy prawie szeptem, ale z dużą życzliwością, jakbyśmy chcieli się głosem wszyscy przytulić i wzajemnie wesprzeć.”

W podlaskich lasach nadal są ludzie! Spragnieni, wycieńczeni i głodni. Chowają się w krzakach niczym zwierzęta, by w nocy przejść kawałek drogi, by choć trochę zbliżyć się do upragnionego, lepszego życia. Świata bez ciągłego strachu, wojny, biedy i głodu.

Latem trudniej nam dopuścić do siebie myśli, że w tę piękną pogodę, kilka kilometrów dalej, ktoś walczy o życie. Planujemy wakacje, cieszymy się słońcem, korzystamy z uroków lata. Nie ma oczywiście w tym nic złego, jednak nie możemy zapomnieć, że obok nas, bardzo blisko, są ludzie, którzy walczą o życie.

Niemal każdego dnia dostajemy zgłoszenia z prośbą o pomoc. Wczoraj potrzebowały jej cztery osoby, które od pięciu dni koczowały w lesie po stronie białoruskiej. Byli przemoknięci, głodni i spragnieni. Po pięciu dniach przeszli na polską stronę.

„Wczoraj było gorąco, my doszłyśmy rozgrzane. Jeden z mężczyzn miał przemoknięte spodnie, trząsł się, cały drżał leżąc na ziemi. Buty i skarpety tych ludzi leżały obok. Drżący mężczyzna miał stopę, na której skóra była odparzona, cała wilgotna, pomarszczona i miała znamiona tzw. stopy okopowej. Jednak on nie patrzył na te dolegliwości. Zawstydził się, że jego stopy są brudne. Zaczął je pocierać dłonią próbując chociaż trochę zetrzeć brud, żebym mogła dotknąć jak najczystszych stóp. Mężczyźni dostali od nas jedzenie, ubrania i wodę. Byli cisi, smutni, bardzo delikatni. Rozmawialiśmy prawie szeptem, ale z dużą życzliwością, jakbyśmy chcieli się głosem wszyscy przytulić i wzajemnie wesprzeć.” – relacjonuje jedna z aktywistek, która w poniedziałek (25.07) brała udział w akcji pomocowej na polsko-białoruskiej granicy.

Stopa okopowa, o której wspomina aktywistka, to określenie zespołu objawów dotyczących puchnięcia oraz odmrożenia stóp, szczególnie u żołnierzy, spowodowana długotrwałym uciskiem stóp przez buty oraz długotrwałą ekspozycją na obniżoną temperaturę bądź wilgotne lub mokre środowisko.

„Pamiętam, kiedy pierwszy raz widziałam tzw. stopę okopową. Zrobiłam jej zdjęcie i zadzwoniłam do znajomego chirurga z pytaniem, co z tym zrobić i co to w ogóle jest. On mi odpowiedział, że to jest stopa okopowa, ale że pewnie przesłałam mu z Internetu zły obrazek, bo takie przypadki zdarzały się ostatni raz w okresie drugiej wojny światowej. Ja mu wtedy odpowiedziałam, że właśnie taką stopę mam przed swoimi oczami. Był bardzo zaskoczony. Początkowo sam nie wiedział, co z tym zrobić, ale po dodatkowej konsultacji znaleźliśmy jakieś rozwiązanie.” – wspomina Paulina Bownik, lekarka działająca na granicy.

#kryzyshumanitarny #GrupaGranica #pomocjestlegalna