„Sprawiał wrażenie bardzo przygnębionego. Opowiadał nam, że podróżował z dwiema siostrami. Jemu udało się przedostać przez barierę graniczną, one z niej spadły i zostały po białoruskiej stronie.
15 stycznia. Temperatura jest nieco powyżej zera. Bardzo wysoki poziom wód. Zachmurzenie duże, pada deszcz. Przychodzi wezwanie o pomoc od 3 osób pochodzących z Syrii. Trasa nie jest bardzo długa i trudna. Trzy kilometry marszu duktem leśnym i kawałek lasem, tak wynika z mapy. Nikogo nie znajdujemy w podanej lokalizacji. Przed nami maluje się widok bagiennych olsów. Trzy pary porzuconych gumowców z przemoczonymi wkładkami i kilka innych drobnych rzeczy wskazują, że ktoś w tym miejscu był. Ślady zdawały się być zupełnie świeże.
Mamy problem z zasięgiem. Deszcz ciągle pada, a nawet przybiera na sile. Nie wiemy, co robić. Co z osobami, do których staramy się dotrzeć?
Zanim udało nam się znaleźć zasięg, minęło dobrych kilkanaście minut. Dostajemy informację, że potrzebujący znajdują się kilometr dalej. Ruszamy w kierunku nowej lokalizacji. Strzałka w urządzeniu nawigacyjnym prowadzi nas wprost przez piękny i dziki ols. Nie da się przejść suchą nogą. Idąc grzęźniemy w wodzie prawie do kolan.
Bagienny las nie ciągnął się na szczęście bardzo długo, ale wystarczyło przejść nim kilkaset metrów, by zupełnie przemoknąć. Ols w końcu przeszedł w sosnowy bór. Tu stojącej wody już nie ma. Docieramy do grupy Syryjczyków. Są zupełnie przemoczeni, podobnie jak my, z tą różnicą, że my niebawem wrócimy do nagrzanego domu, przebierzemy się w suche ubrania i napijemy się gorącej herbaty, rozsiadając się wygodnie na miękkiej kanapie.
Oni stoją przed nami bez butów. Jeden z nich zabezpieczył stopy, wkładając je do plastikowej torby. Są w dobrej kondycji, choć zmarznięci i głodni. Budujemy z tarpa prowizoryczny daszek zabezpieczający przed deszczem. Rozdajemy suche ubrania, obuwie, herbatę i zupę, pakiety żywnościowe na później. Oni zaś zaczynają nam o sobie opowiadać.
Dowiadujemy się, że jeden z nich z wykształcenia jest inżynierem. Jego kolega, z którym wyruszył w drogę, przerwał studia dentystyczne. Trzeciego kompana poznali w Białorusi. Sprawiał wrażenie bardzo przygnębionego. Opowiada nam, że podróżował z dwiema siostrami. Jemu udało się przedostać przez barierę graniczną, one z niej spadły i zostały po białoruskiej stronie.
Mimo smutnych opowieści cieszymy się, że udało się nam dotrzeć do grupy i zabezpieczyć ją przed wychłodzeniem.”





