Publikujemy relację pełnomocniczki wywiezionego obywatela Syrii, działaczki stowarzyszenia Egala i Grupa Granica.

Historia dotyczy Syryjczyka, który 1 października trafił do szpitala w Hajnówce, gdzie został opatrzony, a następnie odesłany do Centrum Rejestracji Cudzoziemców w Połowcach. Tego samego dnia wywieziono go do Białorusi, w mokrych ubraniach, bez przypisanych w szpitalu leków. Zgodnie z relacją Syryjczyka, nie zapewniono mu pożywienia, rzetelnej informacji, ani dostępu do tłumacza. Ten przykład pokazuje, jak służby łamią procedury międzynarodowe, nie zapewniając osobom na przejściach granicznych dostępu do informacji zrozumiałej w ich języku i stosując wywózki nawet wobec osób rannych i chorych.

Zorganizowane wywózki

7 października udałam się na placówkę Straży Granicznej w Połowcach aby zapoznać się z aktami mojego mocodawcy, obywatela Syrii. Po raz pierwszy fizycznie byłam w miejscu, które na Podlasiu było przedstawiane jako jedno z najnowocześniejszych przejść granicznych w Europie. Do momentu rozpoczęcia kryzysu humanitarnego nie interesowałam się za bardzo tym, jak to przejście funkcjonuje. Przez lata obserwowałam te zabudowania z oddali, z pobliskiej drogi lokalnej, podczas spacerów leśnych, ponieważ to właśnie w tej okolicy spędziłam dzieciństwo i lata wczesnej młodości.

Notatka wywózkowa, czyli jak SG prowadzi politykę “dobrowolnych” wywózek

To właśnie w Połowcach wydano 1 października postanowienie o opuszczeniu terytorium RP przez Syryjczyka. Funkcjonariuszka Straży Granicznej w uzasadnieniu poinformowała, że kilkakrotnie pytała obywatela Syrii, będącego w szpitalu, czy chce złożyć wniosek o ochronę międzynarodową w Polsce, a on miał „stanowczo odmówić”. Jak twierdzi funkcjonariuszka SG, Syryjczyk miał dobrowolnie opuścić terytorium Polski.

Syryjczykowi odmówiono dostępu do tłumaczaPo wywózce rozmawiałam z moim mocodawcą… Na moje pytanie, czy odmówił złożenia wniosku o ochronę międzynarodową napisał, że „wręcz przeciwnie, nie odmówiłem ochrony, ale nie było tłumacza”. Jak się dzisiaj dowiedziałam, funkcjonariusze posługiwali się translatorem internetowym, co często stwarza pole do niedomówień i błędów w komunikacji. Również mnie, jako pełnomocniczkę wprowadzono w błąd. Byłam w szoku, kiedy w sobotnie popołudnie dowiedziałam się, że mężczyzna został odprowadzony do granicy państwa i cofnięty do Białorusi. Według karty informacyjnej ze szpitala stwierdzono u niego „uraz skrętny prawego stawu skokowego”, zalecono oszczędzanie kończyny oraz przyjmowanie doraźnych leków przeciwbólowych 2-3 razy dziennie. Żadne leki nie zostały mu przekazane. Zastanawiałam się ciągle, czy mężczyzna po kilku dniach bez jedzenia i picia w lesie otrzymał jakiś posiłek. Nie otrzymał. Martwiłam się czy dostał suche ubrania, jako że jego były przemoczone. Nie dostał. Syryjczyk napisał mi wcześniej: „Szukałem bezpieczeństwa, nie dbając o pożywienie”, więc do szpitala przybiegłam z workiem wypchanym podstawowymi prowiantem i rzeczami pierwszej potrzeby. Były tam kosmetyki, skarpetki, woda, batony i suchary – to co miałam pod ręką. Kiedy chciałam przekazać paczkę mojemu mocodawcy, funkcjonariuszka stanowczo stwierdziła, że nie ma takiej potrzeby, ponieważ takie rzeczy mają w placówce Straży Granicznej. Uwierzyłam jej, a teraz żałuję. Jako pełnomocniczka 7 października złożyłam zażalenie na postanowienie o opuszczeniu terytorium RP, które narusza przepisy prawa międzynarodowego oraz unijnego. Trudno nie wspomnieć o nieludzkim traktowaniu istoty ludzkiej przez przedstawicieli polskich służb.