“Zawsze z radością odpowiadamy na prośby osób, którym pomagamy o odebranie ich spod bramy strzeżonego ośrodka gdy wreszcie mają wyjść na wolność.

O zakończeniu detencji i zwolnieniu ze Strzeżonego Ośrodka dla Cudzoziemców obywatela Afganistanu powiadomił nas inny osadzony, posługujący się m.in. językiem paszto, tłumacząc dla nas informację na język rosyjski. Afgańczyk opuścił ośrodek główną bramą, ale w bardzo niefortunnym czasie.

Godziny opuszczenia ośrodka są odgórnie wyznaczone co do minuty i bardzo różne; jeśli wypuszczają kogoś o 7:10 rano, osoba ta nie dostaje śniadania, a ostatni posiłek spożywa o 17 dnia poprzedniego; jeśli wypuszczają kogoś o 2 w nocy, osoba ta nie ma możliwości natychmiastowego przemieszczenia się do ośrodka otwartego przez nocne ograniczenia transportowe, co w praktyce oznacza kilka godzin czekania na dworcu PKP.

Chłopak z Afganistanu opuścił ośrodek zamknięty w godzinach wieczornych. Ogromnym problemem była komunikacja; zna jedynie kilka polskich słów, takich jak “dziękuję” i “do widzenia”; potrafi też podać swój numer ID. W języku angielskim zna słowa “ok”, “good” i niewiele więcej.

Chcieliśmy zrobić wszystko co w naszej mocy, aby nie zgubił się w drodze do ośrodka otwartego; żeby było mu raźniej, otrzymał pakiet z prowiantem na drogę – skromną kolację zjadł o godz. 17. Gdy ruszył w drogę, nawiązaliśmy kontakt z warszawską grupa aktywistek i aktywistów, którzy mieli pomóc mu z dotarciem do ośrodka recepcyjnego w Dębaku. Jedna z osób zdecydowała się przenocować chłopaka ze względu na późną porę – do Warszawy przyjechał po godz. 22.

Następnego dnia dotarł na miejsce. Po sprawdzeniu dokumentów nie został przyjęty – okazało się, że jeszcze w strzeżonym ośrodku otrzymał negatywną decyzję w sprawie ochrony międzynarodowej. Nie złożył odwołania, gdyż jest niepiśmienny. Nie zrozumiał swojej sytuacji, nie rozumiał treści dokumentów, nikt nie wytłumaczył mu położenia, w jakim się znalazł.

Państwo polskie nie realizuje decyzji powrotowej do Afganistanu, zaś decyzja o nieprzyznaniu ochrony międzynarodowej powoduje brak dostępu do pomocy socjalnej i lokalowej. Pracownicy ośrodka skierowali Afgańczyka do Warszawy(!!!), do najbliższej placówki straży granicznej, w celu złożenia kolejnego wniosku azylowego.

Chłopak zgubił się w Warszawie; w końcu zaczepił przypadkowego przechodnia, dał mu swój telefon z wybranym numerem aktywisty. Trafił na dobrego człowieka, który był gotowy do udzielenia pomocy. Ponownie uruchomiliśmy łańcuch wsparcia, łącznie z natychmiastowym poszukiwaniem tłumacza paszto. Wspomnianemu przypadkowemu przechodniowi wyjaśniliśmy sytuację, zgodził się zaprowadzić chłopaka do urzędu. Wkrótce potem Afgańczyka przejęli aktywiści z Warszawy, po raz kolejny dając schronienie we własnym domu, otaczając potrzebnym wsparciem.

To tylko jedna z sytuacji, które zdarzają się nagminnie. Osoby uchodźcze są pozostawiane same sobie, bez jakiejkolwiek poważnej opieki systemowej.”