„Poniedziałek, ok. 9:00 rano, 12 osób w lesie. Jest nas obecnie tak mało, że trzeba było połączyć ludzi z czterech baz, aby móc przeprowadzić akcję pomocową.

Pakujemy się i ubieramy. Jedziemy najpierw po jedną ekipę, a następnie po drugą. Zgranie wszystkich osób stanowi nie lada wyczyn. W lesie spotykamy się z kolejną ekipą. Część z nas jest już po nocy spędzonej w lesie, część po dwóch porannych akcjach.

12 osób potrzebuje pomocy, plecaki ciążą niemiłosiernie.

Na szczęście rozpogadza się i przestaje padać. Wieje okropny wiatr. Okolica jest obstawiona przez Straż Graniczną i wojsko, musimy bardzo uważać. Przemykamy szybko, czasem brakuje nam tchu. Moje krótkie nóżki i okropnie ciężki plecak nie ułatwiają sprawnego przebiegania przez drogi leśne.

W końcu docieramy wszyscy razem do grupy 12 osób z Kongo. Są tam mężczyźni i kobiety. Wszyscy przemoczeni, zmarznięci. Rozdajemy im ciepłe, suche ubrania. Kiedy są już przebrani dostają ciepły obiad i herbatę. Opatrujemy im rany, czyścimy i pielęgnujemy przemoczone stopy. Po chwili okazuje się, że mamy za mało ubrań. Oddaję swój polar jednej z kobiet i kurtkę drobnemu, drżącemu z zimna mężczyźnie.
Kiedy są już najedzeni i zaopatrzeni pakują sprawnie swoje rzeczy, dziękują nam za pomoc i oddalają się w sobie tylko znanym kierunku. To dla mnie dziwne uczucie. Po raz pierwszy to grupa odchodzi ode mnie, nie ja od grupy.
Ustalamy plan powrotu. Ruszamy w przeciwnym kierunku. podzieleni na dwie ekipy. Najpierw kobiety, później mężczyźni.

Kiedy dochodzimy na miejsce spotkania, czeka na nas już Straż Graniczna, która spisywała naszego kierowcę. Mamy super „alibi” – byłyśmy na grzybach, każda z nas trzyma w rękach po kilka kań, które zebrałyśmy po drodze. Oni wiedzą, że kłamiemy, my wiemy że oni wiedzą – taka podlaska leśna zabawa. Po sprawdzeniu dokumentów kierowcy i auta, straż odjeżdża w kierunku, z którego przyszłyśmy. Wiemy, że naszych podopiecznych już nie znajdą.

Wracamy do domu – jest godzina 19:00.

Cały dzień w lesie, cały dzień na adrenalinie. Kiedy się kładę wieczorem, nie mogę zasnąć. Choć chodzę z plecakiem po lesie już ponad pół roku, to ciągle zaskakuje mnie absurdalność tych sytuacji, absurdalność naszej rzeczywistości.”